piątek, 3 lipca 2015

Powolne umieranie cz.1

- Gotowa?
- Gotowa. - Odpowiedziałam w momencie gdy drzwi windy się rozsunęły. Weszliśmy do małego pokoiku, w którym najwięcej miejsca zajmował stół i pięć krzeseł. Usiedliśmy obok siebie na szarej sofie. Po chwili drzwi windy rozsunęły się ponownie i weszły cztery osoby. Dokładniej czterech mężczyzn w oldschoolowych garniturach. Jeden z nich niósł skórzaną teczkę. Ta niepozorna aktówka była naszym celem. Mężczyźni zajęli miejsca po jednej stronie stołu. Po pięciu minutach winda po raz trzeci dzisiejszego dnia się otworzyła. Wyszedł z niej pięćdziesięcioletni mężczyzna w czarnym garniturze. Usiadł naprzeciwko pozostałej czwórki. Za moment miało odbyć się przekazanie aktówki. Ścisnęłam dłoń Nata. Odwzajemnił mój uścisk. Przekazanie teczki. Sprawdzanie zawartości. Dlaczego tak długo liczy?
- Czy tylko mi tak gorąco? - wyszeptałam mu do ucha. Nie odpowiedział, ale widziałam po jego twarzy, że jest zdenerwowany. Wpatrywałam się w niego jakbym widziała go po raz pierwszy. Ciemne włosy kontrastujące z jasną cerą sprawiały, że wyglądał na dużo starszego niż w rzeczywistości. Gęste rzęsy okalające zielone, wręcz szmaragdowe oczy. Mocno zarysowana szczęka z delikatnym zarostem. Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk zamykanej walizki. Obróciłam twarz w stronę stołu. Nie było już czterech z pięciu gości. W pomieszczeniu zostałam tylko ja, Nat, facet po pięćdziesiątce i nasz cel. Wolnym krokiem ruszyliśmy w stronę windy, a facet z aktówką udał się za nami. Nathaniel założył skórzane rękawiczki. Weszliśmy we trójkę do windy. Nat zasłonił dłonią usta. To był ten moment, w którym zaczynała się moja rola.
- Przepraszam - zagadnęłam. - Sznurowadło się panu rozwiązało. - W momencie gdy jegomość schylił się, żeby zauważyć, że blefowałam. w tym samym momencie Nat wyciągnął z kieszeni nóż i poderżnął mu gardło. W momencie, gdy podłogę zalewała czerwona ciecz, Nat wyłamał klapę w suficie i pomógł mi się tam wgramolić. Zaczęłam się wspinać po linie trzymającą kabinę. Miałam do pokonania dwa piętra. Na oko pięć metrów.  Nat dogonił mnie w połowie. Gdy byliśmy na właściwym piętrze wyjęłam z kieszeni spodni scyzoryk i wysunęłam nóż. Wcisnęłam go pomiędzy szparę w drzwiach i rozsunęłam drzwi. Usiadłam na podłodze w pomieszczeniu, z którego wcześniej wyszliśmy. Nat podał mi teczkę, a ja pobiegłam schować ją za kanapę. Nat w tym czasie pozbył się noża i rękawiczek, a ja usiadłam na kanapie.
- Pamiętasz dalszy plan? - zapytał mnie aksamitny głos mojego towarzysza.
- Tak. Mam wyglądać na przerażoną i się nie odzywać nie pytana. - W tym momencie rozległ się dzwonek ogłaszający przybycie windy.

niedziela, 15 marca 2015

Jeszcze jakoś żyję...

No. Dziwne. Wiem.
To jak w tytule jeszcze żyję, ale weny brak i pomysłu na nowy rozdział. Myślałam nad napisaniem czegoś nowego... I chyba się za to wezmę :3 Tak więc oczekujcie nowego wpisu, który pojawi się nie wiadomo kiedy ;_;

środa, 11 czerwca 2014

Sorksy wielkie

Sorksy wielkie i wgl... i no te opóźnienia to no... I ostatni post z 25 grudnia... I dzięki wielkie pewnemu anonimowi który skomentował ostatni post, bo... bo gdyby nie on to... no to no nie było by tego posta i wgl... i sory za składnie ale jestem w ciężkim szoku po tym jak zobaczyłam komentarz... i no... chyba to tyle... i ja dalej nie wierzę moim oczom... i na tym chyba skończę...
Ps. Dziękuję bardzo Neo Kunowi za polecenie mojego bloga. Ja... Ja się czuję zaszczycona.

środa, 25 grudnia 2013

Epilog czy nie epilog? Oto jest pytanie!

Mery Christmas and Happy New Year sukinsyny! Wiem, że to miał być epilog, ale to taki prezent ode mnie dla was ^^
Ps. Pozwalam na zabicie mnie xD

Ostatni rok nauki w Hogwarcie. Ostatnie dwa tygodnie nauki. Jak zajebiście. Jeszcze pierdolone dwa tygodnie i zaszyje się w domu. Nie będę musiał wychodzić. Hajsu starczy mi na codzienne chlanie do dziewięćdziesiątego roku życia, a jeszcze na pogrzeb zostanie. Nie jest źle.
- Kochani uczniowie! Proszę o uwagę! - no i po co stary dziadzie przerywasz śniadanie, co? - Chciałbym ogłosić, że w tym roku odbędzie się bal na zakończenie roku szkolnego! Odbędzie się on w przeddzień waszego wyjazdu do domów. A teraz wracajcie do śniadania - Dumbledore skończył swoją wypowiedź dobrodusznym uśmiechem. W sumie mi on podchodzi pod uśmiech pedofila, ale większość i tak uzna go za dobroduszny.
- No to Draco z kim idziesz na bal?
- Zabini. Kochany przyjacielu. Najpierw powinno paść pytanie czy w ogóle pójdę na ten bal.
- A czemu nasz pogromca płci pięknej nie miałby iść? Przecież bal to idealna okazja do znalezienia panienek na późniejszą imprezę w lochach. - odpowiedział Diabeł.
- Nie pomyślałeś może, że już czas dorosnąć i przestać się pieprzyć po kątach?
- Kiedy się z niej wyleczysz co? Przecież ty nie żyjesz od tamtej rozmowy. Jesteś tylko pustą skorupą. Bez uczuć. Nawet twój sarkazm zniknął.
- Po pierwsze, ONA ma imię. Po drugie, ja żyję. Przecież oddycham, jem, śpię. Po trzecie. Mam. Pierdolone. Uczucia.
- Dobra, spokojnie. Chciałem tylko powiedzieć...
- NIE PRZERYWAJ MI!! - wydarłem się na całą salę - Po czwarte. Mój pierdolony sarkazm nie zniknął.
- Nie okłamuj się. - usłyszałem cichy głos Blaise'a, gdy wychodziłem z sali. A może tylko mi się zdawało?


- Jak dobrze, że dziś sobota. - powiedziałem sam do siebie wchodząc do sypialni. Położyłem się na łóżku. Po jaką cholerę ten ciul przypomniał mi tamto? Już prawie o tym zapomniałem. No dobra. Nie oszukujmy się. Nigdy tego nie zapomnę. No ale jednak. I przez tego ciulika powróciło wszystko. Pamiętam to jakby to było wczoraj.
  Wybiegłem z sali przesłuchań i poszedłem szukać Hermiony.
-Tu jesteś! - znalazłem ją przy wyjściu z Ministerstwa.
- Czego chcesz? - zapytała.
- Chciałem ci podziękować.
- Nie ma za co. Coś jeszcze? Nie. To na razie - odwróciła się i zamierzała odejść.
- Hermiona?- załapałem ją za łokieć i odwróciłem w swoją stronę.
- Czego?
- Chciałem ci jeszcze powiedzieć, że cię kocham. - pogładziłem ją po policzku.
- Coś jeszcze?
- Tak. - odpowiedziałem i nachyliłem się by ją pocałować. Nagle poczułem paraliżujący ból promieniujący z krocza. Zgiąłem się  w pół i upadłem na zimną posadzkę. - Za co? - zapytałem cienkim głosem.
- Nie zbliżaj się do mnie. - odpowiedziała i odeszła.
Na drugi dzień okazało się, że ta ruda sucz za bardzo zbliżyła się do Hermiony. Tak. Ta podła ruda sucz z Gryffindoru. Ginevra Weasley stała się od tamtej pory moim największym wrogiem. Od tamtego dnia czuję się jakby coś we mnie umarło.

DZIEŃ BALU

- To w co mój Smoczek mógłby się ubrać? - Zabini jak zwykle w dniach imprez stał przy mojej szafie i oglądał jej zawartość. Mamy dziś wolny dzień. Możemy również wychodzić do Hogsmeade. Oczywiście tylko uczniowie szóstego i siódmego roku.- Idziemy do Hogdmeade. Trzeba ci kupić nowe ciuchy.
- Nigdzie nie idę.
- Okej, W takim razie ja idę kupić ci garniak.
- Nie.
- To znaczy, że idziesz?
- Nie. Nigdzie nie idę i ty też nie idziesz.
- Ale potrzebujesz nowy garnitur!
- Nie potrzebuję. Mam przecież ten błękitny.
- Ależ Draco! On jest ohydny! Błękitne garnitury były modne na trzecim roku! A poza tym wyglądasz w nim jak pół nieopalonej dupy zza krzaka.
- Dzięki. Jak nikt potrafisz podnieść człowieka na duchu.
- Dobra, a teraz tak na serio. Czemu nie chcesz iść? - Diabeł usiadł obok mnie na łóżku.
- Bo nie mam ochoty na zakupy.
- Mi chodzi o bal.
- Bo będzie tam Ona. i pewnie będzie pięknie wyglądać. I na sto procent będzie się lizać z tą rudą suką. - powiedziałem zrezygnowanym tonem. Naprawdę tak ciężko jest się tego domyślić?
- Okej jak nie chcesz to nie idź. Sorry, że cię zmuszałem. Myślałem, że dobra impreza i kilka bezpłatnych dziwek z naszej szkoły poprawi ci humor.
- Może masz rację...
- Czyli idziesz? - zapytał z nadzieją w głosie
- Może.
- Proszęę! Zrób to dla swojego oddanego i wiernego przyjaciela. Proszę. - Blaise zrobił swoją minę biednego szczeniaczka.
- Wiesz, że to na mnie nie działa. - Zabini nie spuszczał ze mnie wzroku. - Przestań. Bo nie pójdę. - Na te słowa zrobił jeszcze słodszą minę. - No dobra. Pójdę. Zadowolony?
- Bardzo. - odparł z szerokim uśmiechem na twarzy.

***

- Niee. Zły krój. Przymierz ten. - Blaise podał mi, chwila który? Setny garnitur? Tak. Chyba mniej więcej tyle ich było. - Nie. A ten? Zobacz. Ten jest ładny. - Blaise pokazał mi szary jedwabny garnitur. - Myślę, że będzie dobry. - Zabini wepchnął mnie do przymierzalni. - Jest idealny. - gdy odwróciłem się z zamiarem przebrania się mój kompan mnie powstrzymał. - Nie przebieraj się.
- Czemu?
- Nie zdążysz się potem przebrać. Zostało pół godziny do balu.

***

Ja pierdole. Moja głowa.
Jeszcze nie otworzyłem oczu, a już razi mnie światło. Dlaczego boli mnie dupa? Ciekawe ile dziwek wyruchałem i ciekawe, która z nich leży obok. No Malfoy. Rusz swój seksowny tyłeczek. Trzeba wyruszyć do domu. Całe szczęście, że się wczoraj spakowałem. Otworzyłem oczy i ukazał mi się bardzo znajomy sufit mojego pokoju. Tyle dobrze. Uniosłem głowę by rozejrzeć się po pokoju. Uff. Jest cały. Dobra. Teraz tylko obczaić która miała tego farta.Gdy rozpoznałem sylwetkę postaci dotarło do mnie dlaczego tak boli mnie dupa.
- POTTER WYPIEPRZAJ Z MOJEGO ŁÓŻKA!!!!

Twój głos może spowodować kontynuację bloga! Oddaj go w komentarzu!

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 16

- Crucio!!
- Aaaaa! - z krtani Mike'a wydobył się przeraźliwy wrzask
- Co ty robisz debilu! Chcesz go zabić?! W ogóle wiesz co ty robisz?! Wiesz jak bardzo będziesz mieć przejebane?! - wydarła się Hermiona.
- A ty co?! Przed chwilą byłaś umierająca! Poza tym powinnaś mi dziękować! Uratowałem Cię przed tym jebanym zboczeńcem! - Gryfonka naburmuszyła się. - I ubierz się. - dodałem spokojniejszym tonem.
- A co? Nie podoba Ci się? - zapytała z bezczelnym uśmieszkiem na twarzy - Ostatnio nie miałeś nic przeciwko. No nie bądź już taki cnotliwy. - powiedziała gdy się zarumieniłem. Serio musimy teraz o tym gadać?
- Kim ty do cholery jesteś? - zapytał z podłogi przyszły kastrat.
- Mike. Poznaj mojego byłego chłopaka. - odpowiedziała Miona. Tylko dlaczego z takim naciskiem  na "byłego"? Ranisz mnie.
- Ktoś pukał? - zapytał "poszkodowany".
- Zdaje ci się - odpowiedziałem lekceważąco.
- Pięknie Draco. Ściągnąłeś do mojego domu aurorów. Jesteś z siebie zadowolony?
- Draco Lucjusz Malfoy? - zapytał stojący w progu mężczyzna. Ubrany był w glany i czarny płaszcz, i... i tylko tyle było widać.
- Eee... Można tak powiedzieć - powiedziałem.
- Pójdzie pan ze mną. Alex zajmij się tym biednym mugolem. - powiedział auror do swojej seksownej koleżanki. Serio Malfoy. Serio. Jesteś po pas po szyję w gównie a ty zwracasz uwagę na takie coś?

***

-Czy to prawda panie Malfoy, że użył pan magii poza Hogwartem? - zapytał Przewodniczący Wizengamotu.
- No...
- A czy to prawda, że użył pan magii w obecności mugola? - Daj mi dojść do słowa stary dziadzie.
- Tak, ale...
- A czy prawdą jest również to że użył pan zaklęcia Cruciatusa na mugolu?
- A czy prawdą jest że mam prawo do obrony?!
- Panie Malfoy, to ja tu zadaje pytania, nie pan. Rozumiemy się? - zapytał Wielki (ten przydomek nie tylko ze względu na tytuł) PW.
- Tssa.
- W takim razie proszę odpowiedzieć na pytanie.
- A jakie było? - zapytałem niewinnym głosikiem. No Malfoy. Jak mieć przejebane to już  całości.
- Czy pan sobie z nas żartuje?! - oburzył się PW. Ej dziadku bo wylecisz z balkoniku! Nie wychylaj się tak!
- Nie, ależ nie.
- To dobrze. - zgrzytając zębami usidła na miejscu. - Czy ma pan jakiegoś świadka? Nie...
- Ma! - do sali dumnym krokiem weszła Hermiona. Moja zbawczyni!
- A pani to... - Jak możesz jej kuźwa nie znać?! Przecież to moja kochana Mionka!
- Hermiona Jean Granger.
- Dobrze... - Co dziadku. Minka ci zrzedła? I chuj ci w dupę! - W takim razie co ma pani w tej sprawie do powiedzenia?
- Draco Malfoy jest niewinny ponieważ stanął w mojej obronie.  Potwierdza to...
- Ale to nie zna...
- Wie pan, że to niekulturalne przerywać mówiącemu a tym bardziej kobiecie! - Ojć. Moja Wybawczyni się zirytowała.
- A czy pani wie, że to tak nieładnie krzyczeć na starszych ludzi, a skandalem już jest krzyczeć na Wizengamot?
- Ależ Marsyliuszu, ta młoda kobieta ma rację. - w obronie brązowookiej stanęła starsza kobieta. - Nie ładnie przerywać kobiecie, a to, że podniosła głos to przez hormony i stres. Prawda? - to pytanie skierowała do Gryfonki.
- Tak proszę pani. - odpowiedziała Hermiona.
- Dokończ kochane dziecko swoje zeznania. - zachęciła ją inna kobieta.
- Tak więc klauzula pięćdziesiąta pierwsza wyraźnie mówi, że "czarodziej używający magii w obecności osoby niemagicznej jest niewinny wówczas gdy stanął w obronie swojej, osoby niemagicznej lub innego czarodzieja". - świetny cytat kochana, świetny! Gdyby nie fakt że jestem przykuty do tego cholernego krzesła to bym podszedł i Cię wyściskał.
- I co w związku z tym? - zapytał Chujowy Przewodniczący.
- Pan się jeszcze pyta?! Przecież z tego jasno wynika, że jestem niewinny! To z tego wynika! - wydarłem się. No to już jest szczyt bezczelności po prostu!
- Dobrze. W takim razie głosujemy. Kto jest uważa, że pan Draco Lucjusz Malfoy? jest winny - dłonie podniosło może z pięć osób. Jeeej! Muszę potem Mione wyściskać. - Dobrze. Kto uważa, że oskarżony jest niewinny - jedna dłoń, dwie, trzy, dziesięć... Dziewięćdziesiąt procent sali! - Komisja Wizengamotu uważa, że pan Draco Lucjusz Malfoy jest niewinny. Rozprawa zakończona. Proszę opuścić salę. - Powiedział zrezygnowanym głosem Wielki Przewodniczący. Rozkuto mnie i chamsko wyrzucono przez drzwi. Dobra. Teraz tylko znaleźć Hermione i wyściskać ją.

1.Tak wiem, że krótko. Wiem, że długo czekaliście. No ale wena mnie nie kocha i spierdzieliła przez balkon. To po pierwsze. Drugim powodem jest to że wasza kochana autorka zgłosiła się na dwie olimpiady i musiała zapierniczać. I tak się nie uczyłam, no ale pozory muszą być nie? Po trzecie jak wiecie jestem w trzeciej gimnazjum i musiałam trochę pomyśleć nad moją dalszą edukacją.
2. Został tylko epilog. Taka tam informacja.

czwartek, 31 października 2013

3 gimbazjalna to nie przelewki

Tak wiem. Rozdział dodaję już nie wiem ile. Wybaczcie. Darujcie życie. Ewentualnie zmuście mojego tatę do pójścia do pracy. 
Powodem mojej nieobecności jest fakt iż 3 gimnazjum to nie przelewki. Tym bardziej jak się idzie na olimpiadę z polskiego i historii, a nauczyciele nie znają słowa litość. 
Tak na podsumowanie nie zapomniałam o was. Rozdział się malutkimi kroczkami pisze. I ogółem wesołego Halloween i Święta Wszystkich Świętych. 
Nox wizardy :* 

sobota, 24 sierpnia 2013

Rozdział 15': Listy, liściki (...) oraz wejście Smoka part 2.

:OOOOOOOO. Pobiliście 700! Kurwa. ponad 700 odwiedzin na blogu O.o
Ps. Tak wiem, że minął miesiąc od ostatniego rozdziału, no ale kurwa, trzydzieści książek same się nie przeczyta -,-

- Stary weź już kuźwa nie pij bo wątroba ci zdechnie.
- A neech ztycha suka.
- Pewny jesteś?
- Kura, Blase iłle ci moglę mówic...
- Po pierwsze wiem, że Ci dalej na niej zależy i nie mam tu na myśli wątroby. Po drugie nie mówić tylko bełkotać...
- Że nipy ja belłkoze! - Zerwałem się z zamiarem uderzenia Zabiniego, lecz ten szybko usunął się z drogi i wpadłem na otwierające się drzwi.
- Braciszku! Ja wiem, że mnie nie widziałeś aż trzy dni, ale nie musisz tak wylewnie się ze mną witać! - Do domu Zabiniego jak gdyby nic wparowała Apri.
- Wreszcie! Ile można czekać?
- Przepraszam Blaise, ale musiałam dać rodzicom jakąś ściemę.
- Tso oni ne wedzą, że tu jespeś? Oj, nie łabnie tak kłamac rozicom, wzystko im powem. A nie, nie powem, po mie wydzi... wyzil... wyfalili s domu kutwa! - Sięgnąłem po butelkę ognistej, ale czyjaś czarna łapa zabrała mi ją sprzed nosa - Odawaj to suginkocie! - wydarłem się na najlepszego kumpla.
- Co on mówi? - spytała blond włosa bestia
- Gdybyś przyjechała godzinę wcześniej to byś jeszcze jakoś mogłabyś go zrozumieć. - odpowiedział Diabeł
- Żre nipy mne ne moża zrozunieć?! To wy kulwa jakost zybko mówiecie! - wydarłem się na nich.
- Dobra. Siadaj już i się zamknij. - Zabini popchnął mnie na fotel i rzucił mi butelkę z bursztynowym trunkiem. Merlinie czemu te butelkki tak szybko się kończą?!
- Blaise! Mój koany przyjazielu! Mas mosze jeszze jeną butleczkę Odzistej?
- On już opróżnił tamtą butelkę?! Dwie minuty temu... Ale jak?!
- Aprlili! Ty nie znasz mogliwości swojego koanego braciszma! - powiedziałem śmiejąc się.
- Masz ale to ostatnia. - Zabini wszedł do pokoju z butelką w ręce.
- Nie basz przyjadzielowi? Oj, ktoź dawno nie latał w kulrze po lese. - dodałem rozczarowanym tonem.
- Nie sądzisz, że on wypił już wystarczająco dużo?
- Nie martw się Apri. To na prawdę będzie jego ostatnia butelka przez jakiś miesiąc. - pocieszył ją Diabełek.
- Phi. Sam se kubię jak mi nie dasz. - Z miną obrażonego dziecka wypiłem połowę zawartości butelki. - Parlon! - wstałem i skierowałem się w stronę łazienki. Już miałem nacisnąć klamkę, gdy nagle...

***

- Cześć kochanie. - przywitał się Mike
- Dzień dobry. Wstałeś już śpiochu? - spytałam. Mike miał na sobie tylko dresowe spodnie i wyglądał bardzo seksownie. Zaśmiał się słodko i podszedł do talerza pełnego naleśników.
- Mmmm... Cudnie pachnie. - pochwalił.
- No wiadomo. Halo! To ja robię śniadanie! - odparłam ze śmiechem.
- Oczywiście. - odpowiedział. Podszedł do mnie i objął w talii - A co powiesz na po śniadaniowy trening w sypialni? - zapytał uwodzicielskim głosem.
-  Powiedziałam ci już kiedyś, że nie. Nie przez duże "N".
- No weź, nie bądź taka. - dalej kusił z wargami przy moim uchu. - Proszę. - dodał przy okazji robiąc minę smutnego szczeniaczka.
- Nie. Mówiłam Ci jak ostatnio to się dla mnie skończyło.
- Pamiętam. Ale serio myślisz, że ja taki jestem? No weź.
- Nie, nie myślę tak, - Wyłączyłam palnik gdy ostatni naleśnik się zarumienił - ale i tak nie zmienię zd... - Nie zdążyłam dokończyć ponieważ Mike obrócił mnie w swoją stronę i przylgnął swoimi wargami do moich. Całował delikatnie, jakby starając się mnie przekonać.
- A teraz? - powiedział z szelmowskim uśmiechem.
- Nie. - powiedziałam cicho, lecz stanowczo. Jego rysy stężały. Mike znów zaczął mnie całować, ale jego pocałunki stały się bardziej zaborcze. Posadził mnie na blacie i zaczął wodzić ręką po moim udzie. W normalnych okolicznościach spodobałoby mi się to i przyciągnęłabym Mike'a do siebie, ale nie teraz. Teraz próbował wymusić na mnie coś, czego nie chciałam. I on dobrze o tym wiedział.

***
- Jak myślisz kiedy się obudzi? - usłyszałem zmartwiony głos Apri.
- Nie wiem. Powinien jakieś dwie godziny temu, ale pewnie jeszcze nie wytrzeźwiał. - odpowiedział Blaise
- Tyy chuju. - wychrypiałem - Coś ty mi dał? - Kurwa! Co się stało z moim głosem?!
- Ile widzisz palców? - Diabeł usiadł na brzegu łóżka i pokazał mi środkowy palec.
- Ty sukinkocie! - wydarłem się na miarę moich możliwości.
- Dobra. Wytrzeźwiał. Przynajmniej na tyle, że można z nim normalnie gadać. - odezwał się "doktor" Zabini
- Co kurwa?
- Nic nie pamiętasz braciszku? Schlałeś się tak, że nie można cię było zrozumieć. - odpowiedziała siostrzyczka. Jak dla mnie o wiele za głośno.
- Nie drzyj swojej ślicznej mordy jakbym Cię mógł prosić. - poprosiłem
- Trzeba było mnie chlać. - poradził Diabeł. Rozejrzałem się po pokoju.
- Gdzie ja kurwa jestem? - Ejjj, no bez jaj. Co ja kurwa robię w domu Zabiniego? A tym bardziej co Apri tu robi? Przecież nie mówiłem jej gdzie mieszka ten chuj. - Dobra, już się zorientowałem. Ja tylko mam jedno zajebiście ważne pytanie. Co ty tu robisz? - zwróciłem się do blond potwora.
- Przyszłam Cię odwiedzić.
- Okej. Ale skąd wiedziałaś gdzie mieszka Diabeł?
- Wysłałem do niej sowę. - powiedział zniecierpliwiony Zabini
- Aha! Czyli to był spisek przeciwko mnie! No po prostu zamach na moje życie!
- Skończ dramatyzować! -  wydarł się na mnie Diabeł  - Ja pierdole...
- Ej, spokojnie Murzynku... - zaczęła Apri
- Murzynku! Hahaha! Pozwalasz tak sobie mówić, lasce która zna cię dopiero pięć minut! Hahaha!
- Nie od pięciu minut, tylko od dwóch dni. - zaczął się tłumaczyć Murzynek.
- Od dwóch dni? - zapytałem.
- Tak, nie umiałeś wytrzeźwieć. To po pierwsze. - kontynuował Zabini - Po drugie w czasie gdy ty byłeś najebany, to ja się dowiedziałem kilku ciekawych rzeczy i poprosiłem twoją siostrę o pomoc.
- Tak i ja przyjechałam żeby ci wbić do głowy na przykład to, że skoro i tak rodzice Cię wywalili z domu to możesz bez problemu jechać do Hermiony i ją przeprosić. Przy okazji przywiozłam ci resztę twoich rzeczy, oraz pieniądze, które Ci dali rodzice na zakup podręczników. - powiedziała siostra.
- Starzy dali mi kasę? Niewierze!
- Dobra, a teraz zrób po dobroci to co powiedziała twoja kochana siostrzyczka, albo... - nie dane było Zabiniemu dokończyć.
- Albo co?
- Albo zaciągniemy Cię tam siłą braciszku.
- Taa, ty na pewno dasz radę. - Blaise i Apri wycelowali we mnie różdżki. - Dobra, dobra! Pójdę sam. A przy okazji gdzie moja różdżka? - Diabeł podszedł do szafki i wyciągnął z niej moją jedyną broń.
- Tylko bądź ostrożny i nie zadźgaj nią tego mugola. - dodał i pożegnał się ze mną. Apri ucałowała mnie na pożegnanie w oba policzki. No to jestem gotowy do drogi. Teleportowałem się pod dom Hermiony. A dokładnie to za jej dom, żeby ci mugole nie padli na zawał.

***

Mike zaciągnął mnie do sypialni i przypiął kajdankami do łóżka. Próbowałam się wyrwać, niestety bezskutecznie. Wyszedł z pokoju. Wrócił po kilku minutach niosąc pasy. bicze i... knebel. Rozebrał mnie i przywiązał pasami do łóżka, kiedy ostatni zawiązał mi w pasie o mało się nie udusiłam. Następnie zakneblował mi usta żebym nie mogła wzywać pomocy. Wziął do ręki bicz i zaczął mnie nim okładać po nogach, brzuchu, twarzy. Po którymś uderzeniu przestałam się ruszać i niemo błagałam, żeby ten koszmar się skończył. Kątem oka dostrzegłam blond czuprynę. Potem wszystko potoczyło się szybko.

***

Stanąłem jak wryty i gapiłem się przez szklane drzwi na tyłach domu Hermiony. No po prostu zajebiście. Będą się pieprzyć na moich oczach. Ale zaraz. Coś mi tu kurwa nie gra. Skoro Hermiona tak kocha tego swojego mugola to czemu się szarpie? Ostrożnie by mnie nie zobaczyli podszedłem do krzewów rosnących niedaleko drzwi. Miałem stąd doskonały widok na rozgrywającą się w środku scenę, jednocześnie oni nie mogli mnie zobaczyć. Mugol przerzucił gryfonkę przez ramię pomimo jej wyraźnej niechęci. Oj, coś jest nie tak. Gdy zniknęli u szczytu schodów podszedłem do drzwi i chwyciłem za klamkę.
- Cholera. Zamknięte. - mruknąłem. Wyjąłem różdżkę i rzuciłem zaklęcie. Ostrożnie wszedłem do budynku i nasłuchiwałem.
- Nie! Mike, powiedziałam nie! Proszę puść mnie! - usłyszałem błagalny ton Hermiony. - Mike! Do kurwy nędzy rozwiąż mnie! - jej głos stał się ostrzejszy.
- Taa, pewnie, już kurwa zapierdalam! - rozległ się głos Mike'a. 
Postanowiłem interweniować. Starałem się stąpać cicho po schodach, co skutecznie mnie opóźniało. Słychać było uderzenia i stłumione krzyki. Na piętrze były cztery pokoje. Wszedłem do pierwszego pomieszczenia z brzegu. Shit! Nie ten. Spróbowałem po lewej. Też gówno. Kolejny, owszem był sypialnia, ale nie tą. No to został ostatni. Otworzyłem drzwi. 
- Ty skurwysynie. - wysyczałem.

sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 15: Listy, liściki i chuj wie co jeszcze, powrót Mike'a oraz wejście smoka część 1.

Alleluja kurwa! Wasza kochana autorka jakże zajebistego bloga ruszyła dupę i coś tam napisała. Może najlepsze to to nie jest, ale i tak wiem, że cieszycie mordy xDD. 


1.07.1995r. Londyn

Droga Hermiono!

      Na wstępie mojego krótkiego listu chciałbym Cię prosić byś na niego odpowiedziała. Chciałbym Ci również powiedzieć, że Cię kocham. Nie piszę tego ot tak. Piszę tą wiadomość całym swoim sercem i całą swoją duszą.
      Hermiono proszę, wybacz mi. Wybacz mi, to że nie powiedziałem Ci od razu moich zamiarów. Jednocześnie chcę Cię uświadomić, że nie jest tak jak myślisz. Nie chcę tego pisać w liście, ale nie dajesz mi wyboru. Na początku, nie chciałem niczego więcej prócz jednorazowej przygody, ponieważ dałem się wrobić w zakład. Po tamtej imprezie ty niczego nie pamiętałaś, a musiałaś potwierdzić to co się wydarzyło, oczywiście mogłaś to potwierdzić ponieważ Ci wszystko opowiedziałem. Nie skłamałem oraz nic przed tobą wtedy nie zataiłem (jedynie tego, że to wszystko dla zakładu), ale nie chciałem się jeszcze z Tobą rozstawać. Zaintrygowałaś mnie, a potem rozbudziłaś we mnie uczucia jakich wcześniej nie znałem. Zakochałem się w Tobie już tamtej nocy.
    Mam nadzieję, że u Ciebie jest w porządku. 
 Liczący na szybką odpowiedź
Draco Malfoy.


10. 07. 1995 r.Londyn

Kochana Hermiono!
   Dlaczego nie odpowiedziałaś na mój poprzedni list? Proszę Cię wyślij nawet skrawek papieru z wiadomością, że list doszedł.

Cierpliwie czekający na odpowiedź
Draco Malfoy

- Hermiona idź wyrzuć śmieci proszę! - dobiegło mnie wołanie z łazienki.
- Już idę mamo! - położyłam książkę na stole i wyszłam przed dom. Na podjazd wjechał czarny Rolls Royce, a z niego wysiadł...
- Nie, nie wierzę!
- Hermiona! - podbiegł do mnie i wziął w ramiona - Cześć! Pamiętasz mnie prawda? - dopiero teraz Mike postawił mnie na ziemię.
- Jakże mogłabym zapomnieć - odpowiedziałam ze śmiechem - To przecież nikt inny jak Mike Weatherly!
- Brawo! Po raz pierwszy nie przekręciłaś mojego nazwiska!
- Czekaj, kiedy my się ostatnio widzieliśmy?
- Chyba jakieś cztery lata temu. Potem wyjechałaś do szkoły z internatem.
- Tak długo?!
- Tak. I nie dostałem żadnego listu. Jako twój były chłopak to chyba na to zasługuje, co? No po prostu obrażam się - przyjął pozę obrażonego dziecka które nie dostało zabawki - No dobra. Na Ciebie nie da się długo gniewać. - powiedział ze śmiechem odsłaniając przy tym białe zęby. 
- Hermiona, kto to? - mama wyszła z domu z walizką w dłoni.
- Dzień dobry pani Granger! 
- Mamo, to Mike. Pamiętasz go, nie? - zapytałam się.
- To ten mały Mike który biegał po naszym ogrodzie i tłukł krasnale? Jak tak to pamiętam - odpowiedziała ze śmiechem.
- Tak proszę pani to ja. I przepraszam za te krasnale. - dodał z miną niewiniątka
- Jakie krasnale ja nic nie pamiętam? 
- E tam, nieważne. Pomóc pani? - zaproponował chłopak.
- A tak. Jakbyś mógł. Daj do auta. 
Dopiero teraz zauważyłam jak wyrósł przez te ostatnie lata. Przybyło mu trochę muskulatury, błękitne oczy przybrały jeszcze bardziej błękitny kolor, jakby to było możliwe, urósł i to sporo, na oko ma teraz jakieś metr osiemdziesiąt; ale włosy ma takie jak zawsze, prawie czarne, lekko przydługie i opadające niesfornymi kosmykami na czoło.
- A tak w ogóle to co cię sprowadza w te strony? - zapytałam
- Chciałem Cię odwiedzić. Wiesz takie spotkanie po latach.
- Miło.
- No ja myślę - odpowiedział z uśmiechem na ustach.
- Na długo przyjechałeś? - zapytała się mama
- Tak na tydzień. 
- A gdzie będziesz spać? - zatroszczyła się moja rodzicielka.
- W hotelu. 
- To może przenocujesz u nas? Po co masz wydawać kasę na hotele skoro tu możesz spać za darmo? - zaproponowałam.
- Nie będę przeszkadzał... 
- Ależ nie będziesz! Ja i Dan i tak wyjeżdżamy na wakacje.
- Zostań - poprosiłam.
- Jeśli to nie będzie  problem, to chętnie skorzystam - tak! Nie będę sama w domu! Rozległ się ponaglający klakson auta.
- Dobra to ja lecę bo tata się niecierpliwi. Tylko grzecznie mi tu - pokiwała palcem z udawaną powagą. Nie ma to jak kochająca mamusia.
- Może wyskoczymy gdzieś na miasto? - zaproponował Mike
- No, spoko - odpowiedziałam z uśmiechem. Pojechaliśmy jego autem do centrum i zwiedzaliśmy miasto. W pewnym momencie zapytał
- Pamiętasz jak byliśmy parą?
- Jakże bym mogła nie pamiętać?
- Może dałoby się to powtórzyć? - zapytał nieśmiało. Co kurwa? Z jednej strony pewnie, ale z drugiej... Draco. Jego listy. On go zajebie. W sumie nic dawno nie dostałam... Może dał sobie spokój.
- Możemy spróbować - powiedziałam. W tym momencie mignęły mi blond-platynowe włosy. Nie, to niemożliwe, to nie mógł być on. Zdawało mi się. A może nie?

***

- Gdzie ty się wybierasz?! Wracaj no tu! Musimy porozmawiać!
- Teraz chcesz rozmawiać?! Teraz? Teraz to ja się ojcze śpieszę i jeśli pozwolisz pójdę błagać o wybaczenie pewną kobietę którą kocham. Tak, dobrze słyszysz, KOCHAM. - napisałem w powietrzu ten wyraz.
- To może chociaż powiesz gdzie ona mieszka. - poprosiła mama, ale ja już byłem za drzwiami. Teleportowałem się do centrum Londynu. Gdy miałem się skierować w stronę mugolskiego autobusu zauważyłem ją. Była z jakimś chłopakiem, nawet przystojnym. Kurwa. Oby to był jakiś kuzyn, błagam niech to będzie ktoś z rodziny. Śmiali się i rozmawiali głośno. W pewnym momencie on zapytał
- Pamiętasz jak byliśmy parą? - tylko nie to, kurwa tylko nie to. Wara od niej bo ci łapy powyrywam i wsadzę w dupę!
- Jakże bym mogła nie pamiętać?
- Może dałoby się to powtórzyć? - co kurwa? Powiedz nie, powiedz nie, powiedz nie, błagam!. Kurwa ja Cię błagam!
- Możemy spróbować - echo jej słów pobrzmiewało w moich uszach, a ja stałem jak sparaliżowany.
W końcu ruszyłem dupę i skierowałem się w jakiś bezludny zakątek. Teleportowałem się prosto do mojego pokoju. Jak mogłaś mi to zrobić? Usiadłem na łóżku i schowałem twarz w dłoniach. Hermiona. Straciłem ją.
- KURWA!!!! - rzuciłem lampą o ścianę. Miałem ochotę zdemolować pokój, cały dom, a w szczególności zajebać tego skurwysyna. Kurwa! Co to w ogóle za chuj jakiś?!
- Draco... - rozległo się ciche pukanie - To ja, Apri. Mogę wejść. - zapytała nieśmiało wychylając się zza uchylonych drzwi.
- Co chcesz? - odpowiedziałem cierpko.
- Pogadać.
- Pogadać? - nigdy nie próbowała nawiązać ze mną jakiekolwiek relacji. Co ją do jasnej kurwy wzięło na gadanie.
- Tak. - powiedziała cicho - Nigdy jakoś nie próbowałam cię poznać. Wiesz, tak bliżej.
- Aa. Spoko. Tylko akurat trafiłaś na taki moment, że się za bardzo nie pośmieję.
- Wiem. Mama mówiła, że teraz jest ci ciężko. - może ten potwór nie jest taki zły?
- Taa. Jest źle, a nawet chujowo. - odparłem opadając ciężko na łóżko - Tylko proszę, nie mów rodzicom, że klnę. Ciebie inaczej traktują niż mnie, wierz mi na słowo.
- Nie powiem, a poza tym tata się zmienił. Spędziłbyś z nami czas to byś zobaczył. - albo ta poczwara umie tak dobrze grać, albo ją podmienili, bo to kurwa nie możliwe żeby ona należała do Malfoyów. - Jaki jest twój ulubiony kolor? - wypaliła znienacka a powiedziała to z miłym uśmiechem, słodko przekrzywiając głowę na bok. Ciekawe gdzie trafi? Na Slytherin mi nie pasuje...
- Zawsze nim był zielony, wiesz szmaragdowy, ale ostatnio to brąz. A twój?
- Kiedyś różowy, wiesz, jak to małe dziewczynki. Teraz żółty i czarny.
- Barwy Hufflepuffu. - powiedziałem z uśmiechem. Miło rozmawialiśmy, aż ona zagadnęła.
- Masz dziewczynę.
- To raczej stwierdzenie niż pytanie.
- Mówiłeś, że idziesz się pogodzić z tą dziewczyną. Rodzice mówili, że pochodzi z rodziny nie-czarodziejów.
- Jak ładnie to ujęłaś. Myślałem już, że powiesz, że jest szlamą. - uśmiechnąłem się do niej - A co do tego czy się z nią pogodziłem, to nie. Szybko sobie znalazła innego.
- Przykro mi. Opowiesz o niej? - poprosiła.
- Jak już wiesz, pochodzi z rodziny mugoli.
- Tak i wiem, że ma na imię Hermiona Granger i jest w Gryffindorze.
- Skąd?
- Profesor Snape tu często przychodzi i opowiada o twoich wszystkich akcjach. - powiedziała z uśmiechem - Ale już Ci nie przeszkadzam. Opowiadaj.
- Jest zgrabna, ma czekoladowe oczy i brązowe włosy, jest niziutka, ma może metr sześćdziesiąt? Coś koło tego. Jest inteligentna, ma dużą wiedzę. Jest jedną z lepszych czarownic jakie spotkałem. Dba o innych. Gdybym mógł ją opisać w jednym zdaniu to powiedziałbym, że jest kobietą idealną.
- To czemu o nią nie zawalczysz? - powiedziała takim tonem jakby to była rzecz oczywista
- Zgodziła się chodzić z innym. Sam słyszałem.
- Widziała Cię?
- Nie.
- A jakby Cię widziała, to czy by powiedziała to samo? - co ty taka wścibska co?
- Nie wiem.
- Czemu jej nie powiesz co do niej czujesz?
- Napisałem jej to w liście.
- Powiedz jej to prosto w twarz.
- Jak?
- Pójdź do niej. - taa, uważaj bo mnie kurwa chce znać.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.
- Uwierz mi na słowo.
- Skąd masz takie pojęcie o związkach, co mała?
- Mam chłopaka. - mówiąc to wstała i wyszła z mojego pokoju. Ona ma kurwa chłopaka? Ja pierdole świat schodzi na psy. Mówi to koleś, który pierwszą laskę wyruchał na pierwszym roku. Nawet mnie mózgu nie wkurwiaj...

***

Nawet nie proszę o komentarze...

sobota, 6 lipca 2013

Powiadomienie o stanie rzeczy.

Uwaga, uwaga!
Jeśli to czytasz i podobają Ci się moje wypociny (jest ktoś taki istnieje, oczywiście prócz kochanej Feniksy i cichej wielbicielki :*) to wiedz, że następny rozdział będzie późno, ale (mam nadzieję) będzie w chuja długi i dużo się będzie dziać! Opóźnienie jest spowodowane zakłóceniami w dostępie do kompa, czytaj remont. Tak więc wpis pojawi się najwcześniej dopiero środa/czwartek. Miłego dnia/dobranoc.
~ Autorka

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział 14: Wkurwiona Hermiona, smutny Draco i do tego wakacje. Czyli: jak ja mam to kurwa odkręcić?!

Chciałam dodać/napisać wcześniej ale uniemożliwiło mi to wiele powodów. Tak więc jest dzisiaj. Macie dzieci cieszcie japy.

Po powrocie do szkoły szukałem Blaise. Gdzie do kurwy nędzy jest ten skurwiel jak go potrzeba?! Wszedłem do pokoju wspólnego i zobaczyłem go śpiącego na kanapie.
- Aguamenti! - powiedziałem z wycelowaną w Zabiniego różdżką.
- Aaaaaaa!!! Kurwa!! Kogo zajebać?! - wydarł się czarnuch - Aa.. To tylko ty. Miałeś wrócić jutro.
- Jutro jest mecz jakbyś zapomniał. Dzisiaj musi być jeszcze trening. - serio on jest takim idiotą?
- Popierdoliło cię? Chcesz zwołać trening? Teraz? Stary jest 15, wiesz o tym?
- Wiem. Ten mecz musimy wygrać bo jak nie to nie zdobędziemy pucharu.
- Ale gramy z puchonami. Pamiętasz, że to cioty? Nie pierdol, że twoja pojebana rodzinka ci tak siadła na mózg?!
- Tak, wiem że gramy z puchonami. Nie moja rodzinka nie siadła mi na mózg i nie, ONA KURWA NIE JEST POPIERDOLONA!!! - wydarłem się na niego.
- Dobra, nie bij kurwa. - rozsiadł się wygodniej na kanapie i zaczął czytać Proroka którego podniósł z ziemi.
-  Wiesz gdzie Hermiona? Kazałem ci ją śledzić, pamiętasz? A, spytałeś się jej?
- Nie wiem, pamiętam, powiedziała, że nie chce cię znać. Coś jeszcze, bo czytam ciekawy wywiad?
- PRZEPRASZAM, ŻE CO KURWA?!
- Noo to co słyszałeś.
Wybiegłem z pokoju i pognałem korytarzami w kierunku Wielkiej Sali mając nadzieję ją tam znaleźć.
- Aua! Kurwa uwarzaj... - o babci mowa a czerwony kapturek spierdolił pieprzyć się z wilkiem - Hermiona! Szukałem Cię!
- Czego Malfoy?
- Czemu jesteś zła i czemu mówisz do mnie Malfoy, kochanie ? - zapytałem.
- Czemu?! Ja Ci kurwa dam czemu! - fuck nie drzyj japy bo jakiś psor tu przyjdzie, a ja nie mam zamiaru dostać szlabanu w ostatni tydzień.
- Czekaj, jak masz się drzeć to chodź tu. - wziąłem ją za rękę i weszliśmy do pustej sali. - Nie krzycz za głośno bo usłyszą.

***

Mam nie krzyczeć?! Mam kurwa nie krzyczeć?! Ja ci dam nie krzyczeć Malfoy.
- To o co ci chodzi?
- O nic kurwo! - momentalnie znalazłam się przy ścianie.
- Nie takim tonem kochana - usłyszałam szept przy moim uchu - Teraz może powiesz o co ci chodzi? - powiedział wodząc nosem od ucha do obojczyka. Rozprasza mnie to i on dobrze o tym wie skurwiel jebany.
- Chodzi mi o to, - poczułam delikatny pocałunek na szyi - że najpierw zostawiasz mi liścik w którym piszesz, że mam nikomu nie mówić o nas. Nie zostawiłeś żadnego słowa wyjaśnienia. - czułam narastającą na nowo furię; o nie, takie zagrywki ci nie pomogą Malfoy, nie łudź się - A teraz przez Ciebie wszyscy mają mnie za tanią dziwkę! - tu nie wytrzymały żadne pokłady cierpliwości. Odepchnęłam Malfoya. Rozległ się huk i platynowłosy bóg znalazł się na kamiennej posadce w drugim końcu sali.Wybiegłam z pomieszczenia i udałam się do swojego dormitorium. Weszłam do sypialni, rzuciłam się na łóżko i zaniosłam się głośnym płaczem.

***

Kuźwa. Laska ma siłę. Zaraz, zaraz. Czemu wszyscy mają ją za tanią dziwkę? Wstałem i gorzko tego pożałowałem, osunąłem się na zimną posadzkę i przyłożyłem do niej głowę. Na Merlina, jak dobrze! Ostatnie co usłyszałem to otwieranie drzwi i wzywanie pomocy przez dziwnie chujowy głos.
Obudziłem się w skrzydle szpitalnym.
- Proszę leżeć spokojnie panie Malfoy. - powiedziała nawet miłym głosem piguła.
- Jak długo tu jestem?
- Jakieś dwie godziny.
- A kiedy wyjdę?
- Najwcześniej jutro rano. - co kurwa?!
- Ale proszę pani ja muszę dzisiaj zorganizować trening!
- Był tu jakiś chłopak i kazał przekazać, że się tym zajmie.
- Jak wyglądał?
- Taki ciemnoskóry... Nie pamiętam dokładnie. - chociaż raz się do czegoś przydał ten głupi murzyn.
- Będę mógł jutro zagrać na meczu?
- Zobaczymy czy nie będzie powikłań - jak to kurwa zobaczymy?!
- Ale ja muszę jutro zagrać!
- Leż to cię puszczę. - powiedziała zrezygnowanym głosem pielęgniarka.
- A mogę wiedzieć kto mnie tu przyniósł?
- Dobrze ale to ostatnie pytanie. Przyniósł cię tu ten twój ciemnoskóry kolega i jakaś dziewczyna.
- Jak wyglądała?
- Taka w czarnych włosach. - a, to był ten chujowy głos. Pierdolona mopsica, chociaż jakby nie patrzeć to bym w tej klasievdalej tam leżał.
- Masz wypij to i się nie podnoś to jutro wyjdziesz.
- Okej. - upiłem łyk podejrzanie wyglądającej mikstury - Co to kurwa jest?! - wyplułem gorzko-ostrą ciesz na metr od siebie.
- Po pierwsze proszę się wyrażać panie Malfoy, po drugie słyszałam, że chce pan stąd wyjść, nieprawdaż? - mordując pigułę wzrokiem wypiłem z zatkanym nosem eliksir i opadłem na łóżko. Dlaczego wszyscy mają Hermionę za dziwkę? Nie rozumiem tego. Z rozmyślań wyrwał mnie trzask uderzających o ścianę drzwi.
- Malfoy stary kumplu! Co ci ktoś zrobił to zapierdolę chuja! - do sali wpadł Zabini z mopsicą.
- Nikogo nie zapierdolisz.
- Hę? Ale jak to? - dodał z miną rozpieszczonego dziecka, który nie dostanie cukierka.
- Bo to ona. - Blaise nie rżnij głupa ja cię proszę
- Ona? Jaka... Aaaa. Okej, to gdzie ona jest? - no właśnie kurwa nie wiem.
- Zaraz, zaraz, zaraz, ja się pytam jaka ona.
- Nie twój jebany interes Pansy.
- Jakiż ty delikatny, jak zawsze - odpowiedziała Blaisowi Parkinson - Może mnie w końcu oświecicie jaka ona? - ponowiła pytanie spod przymrużonych powiek.
- Hermiona, a kto inny do kurwy nędzy Pansy?! - wydarłem się na nią.
- Ona? - zapytała pogardliwym tonem - Ona nie powinna być warta twojej uwagi - to mówiąc przysiadła na moim łóżku i niebezpiecznie przysunęła swoją twarz do mojej. Rozległo się trzaśnięcie drzwi.
- Pójdę sprawdzić - wyręczył mnie murzyn (mówiłem, że jest dobry?). Gdy tylko zniknął za drzwiami zwróciłem swe piękne obliczę w stronę mopsicy i poczułem jak nasze usta się stykają, a ona zakłada swoje brudne ręce na mojej szyi.
- CO TY KURWA ROBISZ?! - jakże kulturalnie dałem jej znać że sobie togo kuźwa nie życzę.
- Ale o co ci chodzi Dracusiu? - dodała z miną niewiniątka; serio ona jest taka głupia, czy to ja daję zbyt słabo wyraźne znaki, że mnie ona nie obchodzi?!
- Wypierdalaj stąd kurwa, ale to w podskokach. JUŻ! - wstała i powoli wyszła ze skrzydła.
- Ejj... Stary mam do ciebie pytanie i złą wiadomość. Co pierwsze? - do sali wszedł Zabini
- Pytaj. Chcę mieć jeszcze chwilę nadziei, że to nie ona. - opadłem zrezygnowany na poduszkę, świadomy jak to musiało wyglądać w jej oczach.
- Okej. Co powiedziałeś Pansy, że wybiegła z płaczem. Ona nie płacze. Nigdy.
- W skrócie to powiedziałem, że ma spierdalać. Chyba teraz zrozumiała, że jej nie chcę. - spojrzałem smutnym spojrzeniem w okno wiedząc co za chwilę usłyszę.
- Mam ci teraz powiedzieć kto to był? -  pokiwałem wolno głową - Hermiona. - powiedział cicho Blaise. Imię to brzmiało jeszcze chwilę w mojej głowie jak dzwon, który bije na ostatniej drodze.
- Mówiła coś? - spytałem prawie szeptem dalej gapiąc się w to pierdolone okno.
- Nie. Widziałem tylko jak biegła. Płakała.
- Wiesz czemu ją nazywają dziwką. - dodałem prawie załamującym się z rozpaczy głosem.
- Ktoś puścił w obieg plotkę, że Hermiona się puszcza. Że nie przespała się tylko z tobą i rudzielcem.
- Wiesz kto? - spojrzałem się na niego tak zbolałym wzrokiem, a jednocześnie tak strasznym, że mógłbym zabijać za kłamstwo. Skąd wiem? Za Zabinim było lustro.
- Pansy. - dodał po chwili milczenia.
Oczy prawie wyszły mi z oczodołów, a palce zacisnęły się na kołdrze w morderczym uścisku. Ostatnimi siłami powstrzymywałem się przed zdemolowaniem pokoju.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałeś? - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- Myślałem, że wiesz...
- Blaise, ty nie myślisz. Jakbyś myślał to byś się domyślił, że ta podła szmata by tu nie przyszła, gdybym wiedział. Wiedziałbyś, że gdybym ja wiedział to ona by nie żyła, a przynajmniej by leża teraz w Mungu. Ty nie myślisz. - powiedziałem pustym głosem bez emocji. Coś tam w środku mnie bolało. Gdzieś w okolicach serca. Nie. Nie w okolicach. Draco tobie serce pęka z miłości. Pierdol się jebany mózgu! Pierdolcie się kurwa wszyscy!
- Chcesz coś? - zapytał cicho murzyn.
- Teraz się kurwa troszczysz? - prychnąłem - Weź wyjdź i mi się nie pokazuj na oczy.
Zostałem sam. Sam w pustej sali. Nie było nawet mózgu, który by się wtrącał. Zjebałem. Wszystko zjebałem. Nawet nie mam jak dać w ryj mopsicy. Dzisiaj nie wyjdę. Ona jutro wyjeżdża. Hermiona też. Nic kurwa nie naprawię. Miona wróci do Rona... Albo znajdzie sobie kogoś innego. A ja? Ja będę musiał poślubić pewnie jakąś dziewczynę. Dziewczynę której nie znam, którą każą mi poślubić rodzice. Rozległ się dźwięk tłuczonego szkła, a przez wybite okno wleciał tłuczek. No tak. Nasi mają trening.
- Na Merlina co tu się wyprawia! - do sali wbiegła nieźle wkurwiona pielęgniarka. Podeszła do leżącego na ziemi tłuczka i wyrzuciła go przez okno - Reparo! -wypowiedziała zaklęcie i okno było z powrotem. Przed wyjściem zwróciła się jeszcze w moją stronę - Jak chcesz to możesz iść.
- Dziękuję. - odpowiedziałem tonem pozbawionym emocji.
- Co się stało? Tak pilnie ci było do wyjścia, a teraz co? - zapytała piguła.
- Nic. Nic prócz tego, że zjebałem wszystko.
- Czekaj, może znajdę coś dla ciebie. - mówiąc to weszła do swojego gabinetu. Ciekawe co. Litr felix felicis może coś by pomógł. - Proszę. Weź to tak na poprawę życia. - powiedziała to z matczynym uśmiechem na twarzy. W mojej dłoni znalazła się mała buteleczka ze złotym płynem. Skąd ona ma felixa?! Podziękowałem i skierowałem się na boisko do quiditcha by przeprowadzić trening.

***

Po tygodniu marnej egzystencji nastąpił ten wyczekiwany przez uczniów dzień. Odbył się on jak co roku. Wszyscy zebrali się w Wielkiej Sali. Dyr wygłosił krótki przemówienie, przeszliśmy na peron gdzie stał Hogwart Express i wyruszyliśmy w długą podróż do Londynu na dworzec King Cross. Wysiedliśmy i każdy poszedł w swoją stronę. Gdy wróciłem do domu zastałem nieźle wkurzonego tatę, zatroskaną mamę i prawie płaczącą siostrę.
- Draco. Musimy... - zaczął ojciec
- Nie. Nic nie musimy. - przerwałem mu w połowie zdania. Wbiegłem po schodach na górę i wszedłem  do swojego pokoju, zabezpieczyłem drzwi zaklęciem, i opadłem na łóżko. Nie interesowało mnie nic. Nie interesowało mnie usilne otworzenie drzwi, rozkazy ojca bym je otworzył, wycie siostry i błagania mamy. W skrócie mówiąc, miałem wszystko głęboko w dupie.

W najbliższym rozdziale:
* Miłosne listy Draco pisane do Hermiony
* Stara miłość nie rdzewieje
oraz
* "Zostaw ten cholerny kubek - potniesz sobie palce. Wypij mleko, umyj buzię. Przyjdę, zanim zaśniesz."

niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 13

Siedzieliśmy wspólnie (ja, Ginny, Ron, Levander i Luna) przy jednym stoliku w Trzech Miotłach i piliśmy piwo kremowe.
- Za zbliżające się wakacje! - wzniósł toast Ron.
- Ejj. Bez przesady jeszcze miesiąc.- odpowiedziałam.
- Pojebało?! - wrzasnął Ron - Za tydzień wypierdalamy stąd!
- No właśnie Hermiona. - poparła go Ginny. Kurwa. Tylko tyle czasu?! Kiedy to zleciało?
- A tak w ogóle to macie jakieś plany na wakacje? - spytała Levander.
- Ja zostaje w domu. Pierwszy miesiąc spędzam z Tobą kochanie, - tu zwrócił się do swojej dziewczyny - a drugi z Harrym - powiedział Rudy.
- Uuuu! Namiętne wieczorki będą co? - zagaiła Ginny.
- No oczywiście, co nie Lev? 
- Ja miałam na myśli drugi miesiąc. Pamiętasz, że dopiero w drugim wyjeżdżamy. - Ruda miała polew z brata
- Mówiłeś, że będziemy sami. - ooo, blondi zaczyna mieć pretensje.
- A nie możemy zamienić? - dodał błagalnym tonem Ron
- Nie. Dobrze wiesz, że w sierpniu jadę z rodzicami do Grecji. - powiedziała z wyrzutem. - Dobra to już wiemy co robię ja i Ron. Ty Ginny gdzie jedziesz? - skończyła temat Brown.
- Jedziemy do Charliego.
- Okej. Hermiona. 
- Ja? Ja nic. Pewnie będę siedzieć w domu z rodzicami.
- Dobra. A ty Luna?
- Hę? - zadała bardzo inteligentne pytanie. Czasem ją podziwiam jak ma wyjebane (?) na innych.
- Gdzie spędzasz wakacje?
- Będę w domu.
Spojrzałam na zegarek. O ósmej miałam mieć szlaban u McGonagall, a jest siódma! Nim zajdę będzie za pięć, a jeszcze muszę dziś oddać kociołek do naprawy!
- Co?! Już ta godzina?! - wydarłam się.
- O co ci chodzi Miona? - zapytała Ginny.
- Musze iść na szlaban do McGonagall.
- Nie musisz jeszcze. Psorka siedzi w księgarni i chyba szybko stamtąd nie wyjdzie. - do Mioteł wszedł Hagrid.
- Dobra to mam jeszcze czas na oddanie do naprawy kociołka. - pożegnałam się i pobiegłam do Derwisza i Bangesa. Na szczęście nie było kolejki Gdy zmierzałam w kierunku zamku usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się i zobaczyłam biegnącego w moja stronę Zabiniego.
- Hermiona. - wydyszał zgięty w pół.
- Co? Zmęczyłeś się?
- Morda kurwo. Dobra - wyprostował się i uniósł dłonie w obronnym geście. - Sorry. Nie bij! Nie w twarz!
- Czego chcesz?
- Chciałem ci powiedzieć, żebyś nie gniewała się na Draco. - skąd wie?
- Skąd myśl, że się gniewam?
- Słyszałem jak wyzywałaś go gdy szłaś do Hogsmeade. - nie ładnie tak podsłuchiwać, mama kultury nie uczyła?
- Wiesz co, to nie twój interes.
- Nie mój, ale Draco. On prosił mnie żebym cię poprosił, żebyś nie była na niego wkurwiona. - co on kurwa poczta pantoflowa?!
- To powiedz mu, że te prośby może se w dupę wsadzić.
- Ale...
- Nie, wiesz co mu powiedz, żeby spierdalał i się do mnie nie zbliżał.
- Hermiona, ale...
- Spierdalaj! - mówiąc to obróciłam się na pięcie i ruszyłam szybkim tempem w kierunku zamku.

***

Przez noc przemyślałem kilka ważnych kwestii, na przykład takich jak to, że na razie nie powiem nic rodzicom o mnie i o Hermionie. Przeżuwając płatki czytałem Proroka. Jak zwykle nie było nic ciekawego.
- Draco.
-Yhy. - odpowiedziałem mamie z pełną buzią.
- Pamiętasz, że Apri ma dzisiaj urodziny. - jakże pięknie zacząłem się krztusić swoim śniadaniem
- Taak. Pamiętam. - to dzisiaj ten goblin ma urodziny?!
- To mam nadzieję, że masz dla niej prezent?
- Oczywiście. - kurwa, jestem w czarnej dupie. Co ona w ogóle lubi?
Po skończonym śniadaniu poszedłem do mojego pokoju. Kurwa. Co jej kupić. Co poczwara lubi? Nie kupię jej kosmetyków żadnych, bo się nie maluje. Co ona lubi? EUREKA KURWA!!! Zawsze kochała koty. Idzie po wakacjach do Hogwartu. Musi kupić jakieś zwierzę. Tylko jest jeden problem. Jaki? Jak jej kupisz kota? Nie masz jak stąd wyjść, żeby się rodzice nie zorientowali. Kurr.
- Zgredku!
- Czego Pan sobie życzy?
- Zgredku, idź na pokątną i kup jakiegoś ładnego kota. Najlepiej biały lub czarny. Ewentualnie rudy.
- Tak. Proszę Pana.
- Tylko nic nikomu nie mów!
 - Jak sobie Pan życzy. - dałem mu sakiewkę z pieniędzmi. Rozległ się trzask i już go nie było. Usiadłem na parapecie i gapiłem się na padający deszcz. TRZASK!
- Boże!!
- Zgredek melduje, że kupił kota.
- Dobrze możesz już iść. Tylko nikomu nie mów o twojej wyprawie.
- Tak proszę Pana. - TRZASK!
No, no, no. Skrzat się postarał. Kot miał czarne lśniące futro oraz szmaragdowe oczy. Oby się poczwarze spodobało, bo jak nie to... Rozległo się pukanie do drzwi.
- Draco chodź na dól z prezentem! - rozległo się zza drzwi.
Wziąłem klatkę ze zwierzęciem i zszedłem do salonu. CO TO KURWA JEST??!! Dookoła biegały dzieciaki.
- Draco! - rodzice stali koło mojej "kochanej" siostrzyczki i gestem kazali mi podejść. Gdy tylko do nich dotarłem znienacka pojawiła się bestia.
- Proszę! To dla Ciebie Aprillyne! Wszystkiego najlepszego! - wysiliłem się na miły głos.
- Jeeej! Mamo! Tato Draco kupił mi kota! - serio?! Oni stoją obok ciebie idiotko!
- Śliczny. - pochwaliła mama
- Tak. - potwierdził tata, nie posyłając morderczego spojrzenia. - Idź się pobaw z koleżankami. - ups. Będzie wpierdol?
- Ee... Mamo... Ja już się muszę zbierać
- Już? Musisz kiedyś wpaść na dłużej. - dodała smutnym głosem.
- Tak, muszę. W niedzielę mam mecz quiditcha.
- To powodzenia. - to mówiąc objęła mnie na pożegnanie, a z ojcem uścisnęliśmy dłonie (nie zmiażdżył mi jej. Jest postęp). Poszedłem na górę do swojego pokoju i machnięciem różdżki spakowałem swoje rzeczy. Już nie mogę się doczekać by zobaczyć Hermionę. Za pomocą zaklęcia przetransportowałem bagaż przed dom.

Wiem, że bez wstępu ale nie chce mi się go kurwa pisać -,-''. Sorry jeśli przynudziłam. W następnym się bardziej postaram.

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 12: Prześwity, pierdolony dupek i co się tu kurwa dzieje?!

Tak, dobrze widzicie. Jest nowy rozdział, mimo że nie komentujecie! A tą notkę dedykuję dwóm zajebistym osóbkom. Tak to dla was Fenikso i cicha wielbicielko!

Udałam się prosto do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, przy okazji doprowadzając się do wyglądu przypominającego człowieka. Owinęłam się ręcznikiem. Jednak są plusy posiadania osobnego dormitorium. Stojąc przed otwartą szafą, rozmyślałam o tym co powiedział mi Ron.
- Hermiona, nie ufaj temu parszywemu slizgonowi. On chce Cię tylko wykorzystać.
Czy miał rację? Wątpię. Przecież Draco powiedział, że mnie kocha. Nie mówił tego ot tak sobie.Po piętnastu minutach zdecydowałam się krwisto czerwoną sukienkę na ramiączkach; kończyła się powyżej kolan i miała rozcięcie do połowy uda Położyłam ją na oparcie fotela. Założyłam czarne pończochy. Nagle poczułam tępy ból przeszywający głowę. 
- Stój! - usłyszałam dziewczęcy głos. Odwróciłam się gwałtownie. Za mną w odległości około 15 metrów stała Pansy Parkinson, popularnie zwana Mopsicą. - Trzymaj swoje szlamowate ręce zdała od Draco! - Co?! Przepraszam bardzo czy ona mi rozkazuje?! 
- Sorry, ale nie mam czasu na pogaduszki, - patrzyłam się na nią z istnym żalem na twarzy. - więc jeśli pozwolisz to sobie pójdę.
- Stój! - krzyknęła tamta.
- Hermiona! Hermiona, słyszysz mnie!
- Oo. Ginny. Gdzie ja jestem? Harry?
- Jesteś w swoim dormitorium. Jakbyś mogła to narzuć na siebie szlafrok, proszę... - o fuck, nadal byłam w samej bieliźnie. Sprawnie podniosłam się z ziemi i narzuciłam błekitny szlafrok. 
- Hermiona nic ci nie jest? - troszczyła się Ginny
- Nie. Nie martw się. A tak w ogóle to skąd pomysł, żeby o tak wczesnej porze wpadać do mnie na odwiedziny?
- Nie chce cię martwić, ale przegapiłaś śniadanie i zaraz wychodzimy do Hogsmeade. - powiedział Harry - Mam pytanie. Komu chciałaś tak zaimponować co? Przecież ta sukienka... - coś nagle przykuło jego uwagę - Ooo! Liścik! Ciekawe od kogo? - dodał z chytrym uśmieszkiem. Gdy chciał otworzyć kartkę, nagle ona wyleciała mu z rąk i trafiła pomiędzy moje piersi. Nie no kurwa zajebiście. Nawet nie musiałam spojrzeć na podpis żeby wiedzieć od kogo to. Pierdolony ślizgon.
- Nie przeczytasz? - zaciekawił się brunet. Otworzyłam liścik i nie wierzyłam własnym oczom. 

Moja kochana Hermiono!
Czy mógłbym być tak zuchwały i prosić Cię oto, byś nikomu, ale to nikomu, nie mówiła o naszej nocnej przygodzie? Powody tej prośby opowiem Ci po moim przyjeździe. Baw się dobrze przez ten weekend.

Twój, mam nadzieję, kochany Draco.

Ron miał rację. Ron miał rzeczywiście tą pierdoloną rację. On chciał mnie wykorzystać! Pierdolony chuj!
- Boże, Hermiona co ci jest? - spytała Ginny.
- Nic. - odpowiedziałam słabo. Dałam się wykorzystać jakiemuś pierdolonemu... Nie, szkoda mózgu na niego.
- Co jest? Coś Ci zrobił? - mówiąc to Harry wziął ode mnie liścik. Nawet nie protestowałam. Razem z Ginny przeczytali liścik.
- Oooo, jakie to słodkie!
- Co ty kurwa pierdolisz Harry! - wydarłam się na niego.
- No, chodzi mi o to, że jemu na Tobie zależy.
- Taak! Pewnie! Kurwa zależy tak, że o ja pierdolę!
- Harry, o co Ci do kurwy nędzy chodzi, co? -wtrąciła się Ginny
- To wy nic nie wiecie? - zdziwił się zielonooki
- Nie. Może nas oświecisz. - ciskałam w niego piorunami.
- Hahaha! Dobre! - zaczął odchodzić w stronę drzwi - Nic Ci nie powiem! Dowiesz się w poniedziałek! - to mówiąc, jakże odważnie spierdolił.
- Wiesz może o co mu chodzi? - spytałam się Ginny
- Nie. Idziemy do Hogsmeade, czy zostajemy w szkole?
- Nie wiem - odpowiedziałam
- Chodź. Napijesz się kremowego to ci się humor poprawi. A poza tym co będziesz tu robić?
- Okej. - odparłam po krótkim namyśle.

***

Stałem przed bramą wielkiego dworu. Gdy już miałem naciskać mosiężną klamkę z domu wybiegli rodzice. Ojciec miał wściekłe spojrzenie. Kurwa. Oby nie przeze mnie. Matka miała zaś zatroskaną minę. Zawsze wolałem matkę. Ojciec był popierdolony. Cokolwiek bym nie zrobił to mu się to nie podobało, można powiedzieć, że mnie tylko tolerował dlatego, że byłem synem i to pierworodnym. Zawsze wolał moją "kochaną" siostrzyczkę. Kurwa diabeł w skórze człowieka. Matka natomiast kochała mnie (tego potwora też, ale mnie bardziej. Tssaaa. Wmawiaj se tak do usranej śmierci). Na swój dziwny sposób, ale kochała.
- Draconie! Powiedz, że to nie prawda - jakież kurwa miłe powitanie tatku.
- Ale o co chodzi?
- Synku powiedz, że to nie prawda. Powiedz, że Pansy kłamała. - nawet matka się za mną nie stęskniła?!
- Ale o co chodzi? - powtórzyłem jakże inteligentne pytanie.
- Posłuchaj! Te twoje ''szybkie numerki '' mogliśmy ci darować, bo to było z czysto krwistymi. Nawet to, że nieraz spałeś z chłopcami, ale nie darujemy ci, że spałeś z tą szlamą! - o fuck. Skąd wiedzą?! Mówili coś o mopsicy. No nie, no ja ją kurwa kiedyś zajebie!
- Draco czy to prawda? - zapytała mama.
- Co?! Nie, to nie prawda. - kurwa - Słyszałem coś o tych plotkach. Krążą nieraz po Hogwarcie. Nie martwcie się nimi. - fuck. I tak się kiedyś dowiedzą.
- Jesteś pewny?
- Tak ojcze.
- Widzisz Lucjuszu! Mówiłam Ci, że to nie prawda!
- Narcyzo, może powitamy w końcu naszego kochanego syna. - no wreszcie! Alleluja wam za to kurwa!
- Ach, no tak. Witaj Draconie - Matka podeszła do mnie i delikatnie uściskała mnie.
- Witaj matko, ojcze - z ojcem powitałem się delikatnym skinieniem głowy. Jakby nie patrzeć to i tak dużo.
- Wchodź. Właśnie podają obiad. - dziękuję, że się o mnie troszczysz mamo.
- Najpierw umyj ręce! - dobrze tylko nie bij father. Tak. Zdarzało się to w przeszłości
Poszedłem ochlapałem ręce wodą i gdy wszedłem do jadalni od razu natknąłem się na krwiożerczą bestię.
- Braciszeek!! - rzuciła się na mnie 40 kilowa zaraza. Miała ok. 145 cm, owalną twarz oraz proste blond włosy do tyłka
- Ooo Aprilynne! Jak miło Cię widzieć - pogłaskałem małą bestię po włosach, o dziwo udało mi się jej nie wyrwać tych kłaków.
- Dzieci siadajcie do stołu. - poprosiła matka.
- Jeee!! Obiad. - gadzina usiadła koło matki, ja naprzeciwko niej, a obok usiadł ojczulek - Draacoo! Wiesz, że od września idę do Hogwartu jak ty! - jakże kurwa spektakularnie zakrztusiłem się zupą. Co do kurwy nędzy?!
- Ooo. Cóż za miła wiadomość. To już nie chcesz do Beauxbatons? - kurwa powiedz, że chcesz.
- Rodzice mówią, że ty będziesz mieć w Hogwarcie na mnie dobry wpływ. - odpowiedziała poczwara.
- Tak, i o tym chcieliśmy z tobą porozmawiać Draconie. - o nie, szykuje się lanie od tatulka. - Ale to może po obiedzie.
- A nie możemy teraz? - poprosiłem błagalnym tonem. Wiedziałem że przy Apri mnie nie zleje.
- Powiedziałem po obiedzie. - okej, koniec tematu. 
Resztę obiadu zjedliśmy w ciszy na deser były moje ulubione lody czekoladowo-waniliowe z czekoladową polewą. Mniam. 
- A teraz po skończonym posiłku pozwolicie, że pójdę się wykąpać i zdrzemnąć, ponieważ jestem zmęczony.
- Najpierw musimy pogadać. Apri. Idź do swojego pokoju. - powiedział tata
- Już idę. - no to już wiadomo że będzie wpierdol.
- Dziękuję. Yyy... Ja pójdę się umyć. - prawie wybiegłem z jadalni. Brałem po trzy schody na raz i zapierdalałem przez korytarze, póki nie byłem w swoim pokoju. Uff. W końcu w swoim chociaż trochę bezpiecznym pokoju. Rozległo się ciche pukani do drzwi.
- Proszę! - drzwi się uchyliły i do pokoju weszli moi rodzice. Może nie będzie tak źle, jak oboje są.
- Draconie, oczekuję... - zaczął ojczulek.
- Nie, Lucjuszu. Ja z nim porozmawiam. - o ja pierdole, matka się buntuje - Wyjdź, jeśli łaska. - i jeszcze mu rozkazuje! Fuck. Ojciec wyszedł z naburmuszoną miną, a ja opadłem ciężko na łóżko z miną "co tu się kurwa dziej?!".
- Widzisz, trochę się pozmieniało od twojego ostatniego pobytu. Mogę? - mama wskazywała dłonią na krzesło stojące przy biurku.
- Tak, proszę.
- Widzisz, ojciec już nie jest tak porywczy jak dawniej. Nawet pozwolił mi trochę rządzić. - ojciec odpuścił z dyktatury? Nie wierzę - W sumie to teraz razem rządzimy. - dodała z uśmiechem na ustach. Matka się uśmiecha?! Kurwa, świat się kończy!
- Aha. - jakże inteligentna odpowiedź, no po prostu kurwa brawo!
- Dobra, ale do rzeczy. Chcieliśmy się Ciebie o to teraz zapytać, bo we wakacje możesz nie mieć czasu. Czy pilnowałbyś Aprilynne na początku nauki w Hogwarcie. 
- Mam za nią cały czas chodzić?! - nie, nie będę cały czas łazić za tą poczwarą!
- Nie, raczej chodzi nam o to, żebyś pilnował czy nie zadaje się z nieodpowiednimi osobami, wiesz o co nam chodzi.
- Aaaa. Coś takiego. No dobra. - uff. Kamień spadł mi z serca. - Mogę o coś zapytać?
- Pewnie.
- Skąd słyszeliście plotki o mnie i o Hermionie?
- Profesor Snape zdaje nam raporty co miesiąc. Nie zapominaj o tym, że wiemy o wszystkich twoich przygodach.
- A... Ale skąd profesor o nich wie.
- Nie powiem, bo ojciec straci zaufane źródło informacji. Wiesz, mi to obojętne z kim się spotykasz, ważne bys był szczęśliwy. - wstała uśmiechnięta, pogłaskała mnie po głowie i skierowała się w stronę drzwi. Dobra, mam jednego sprzymierzeńca w domu. Jest postęp.
- A! Mamo! 
- O co chodzi? - odwróciła się w moją stronę
- Ładnie wyglądasz jak się uśmiechasz. - na ten komplement uśmiechnęła się jeszcze szerzej i wyszła.

Dobra, krótkie bo krótki bo nie komentujecie. Nowy rozdział nie wiadomo kiedy! Nie pytać się!

piątek, 14 czerwca 2013

Powiadomienie!

Uwaga, Uwaga!
Wszem i wobec oświadczam wszystkim tu obecnym, iż najbliższy rozdział chuj wie kiedy będzie (chyba, że chcecie jakieś gówno, no to...) i nie pytać się mnie kiedyż on przyjdzie. Będzie to będzie, nie to kurwa nie. Powodem jest to, że wasza aktywność w komentarzach jest po prostu zerowa -,-" (ja widzę rosnący licznik odwiedzin sukinkoty), nie licząc Was drogie Fenikso i cicha wielbicielko, oraz fakt, że moja kochana wena spierdoliła gdzieś, lub popełniła samobójstwo (jeszcze można dodać to, że mam doła). Jeśli chcecie nowy rozdział to zacznijcie komentować.
A teraz, krótko, zwięźle i na temat, ew. dla niepełno rozumowych:
Rozdziału nie będzie bo nie komentujecie i nie mam weny (co jest spowodowane tym pierwszym)! Jeśli chcecie rozdział to zacznijcie komentować.

~Wasza "kochana" i popierdolona Autorka

czwartek, 13 czerwca 2013

Rozdział 11

Mój pierwszy opisany raz. Podoba się czy nie?

Dookoła było ciemno, może nie zupełnie, ale srebrno-zielony krawat przysłaniał mi widok na pokój życzeń. Czemu nie użył czarów? To na pewno byłoby wygodniejsze. Gdy ja tak leżałam "wygodnie" na łóżku Draco gdzieś sobie poszedł. Ron miał rację mówiąc, że to oszust? Zaczynałam w to wątpić. Powiedział, że mnie kocha. Wtedy na korytarzu, nim przyszliśmy tutaj. Nie mówił tego ot  tak sobie, widziałam tę pasję w jego oczach. Nagle poczułam zimne dłonie na mojej szyi i miękkie usta tuż przy moich.
- Nie jest ci zimno? - zapytał zachrypniętym (z pożądania?) głosem.
- Troszeczkę? - kuźwa, trochę zimno.
- Pytasz czy odpowiadasz?  - teraz się kurwa troszczysz? 
- Odpowiadam. - dodałam pewniej. Poczułam jak siada na mnie okrakiem i jego zimne dłonie wędrujące do moich piersi. Boże jak zimno!
- Nie martw się, zaraz się rozgrzejesz. - odpowiedział jakby na moją myśl. Zaczął błądzić językiem po mojej szyi, delikatnie pieszcząc moje piersi. Słychać było tylko nasze przyśpieszone oddechy. Czułam jak jego erekcja wbija mi się w biodro. To boli. Poruszyłam się nieznacznie.
- Nie ruszaj się. 
- Okej.
- I nic nie mów. - jakby na jego niemy rozkaz zewsząd dobiegły mnie podniecające dźwięki muzyki (klik*music). 

***

Zacząłem delikatnie szarpać jej sutki, na co ona zareagowała cichym jękiem. Wiła się pode mną. Stwierdziłem, że nie mogę jej dłużej gnębić. Na pierwszy raz wystarczy dręczenia. Rozwiązałem mój krawat i rzuciłem go an ziemię. Delikatnie wchodziłem i wychodziłem z niej. Zaczęła szybciej poruszać biodrami. Chcesz szybciej? Okej. Narzuciłem szybkie tempo, o dziwo nadążała. Doszliśmy jednocześnie. Opadła zdyszana na łóżko, a ja ułożyłem się głową na jej piersiach. Natychmiast zasnąłem. 
Gdy się obudziłem, Hermiona już nie spała. Bawiła się moimi włosami.
- Co powiesz na kąpiel? - zaproponowałem.
- Z chęcią. - odparła z uśmiechem. Wziąłem ją na ręce i przeszliśmy do łazienki, nie mniejszej niż sypialnia. Odkręciłem kurek i po chwili siedzieliśmy w ciepłej wodzie otoczeni parą.
- O kurwa. - wyszeptała
- Co jest? 
- Zapomniałam o szlabanie u McGonagall.
- Nie martw się. Nic ci nie zrobi. - gdy to powiedziałem, wyraźnie się uspokoiła - Chodź umyję ci plecy. - wziąłem namydloną gąbkę i zacząłem delikatnie myć jej plecy. Gdy skończyłem, przysunąłem się do niej i zacząłem całować po szyi i lekko ugniatać sutki. 
-Draco. - wyszeptała i zaczęła się obracać. Pocałowałem ją namiętnie, a ona chwyciła mnie za włosy i przyciągnęła bliżej do siebie. Wplątała mi ręce we włosy i przylgnęła do mnie całym ciałem. Ooo, to tak się bawimy?
- Nie, nie, nie, kochanie. To ja tu rządzę. - powiedziałem to z ustami przy jej szyi.
- A nie mogę chociaż raz? Proszę.
- Nie. - odparłem chłodno. Zbyt chłodno. Draco popraw się bo jeszcze ci przypierdoli. - Nie, nie dzisiaj. Może innym razem. -  Po co dajesz jej nadzieję? Pieprz się mózgu. - Nie podoba ci się - tu pociągnąłem ją za włosy, tak by mieć lepszy dostęp do jej szyi - to?
- Uhmm...
- Co znaczy twoje uhmm?

***

Oznacza to nie pierdol tyle tylko mnie bierz.
- Tak.
- Co tak?
- Że mi się podoba. - a co mi się w Tobie nie podoba?!
- To dobrze. Co powiesz na to, żebyśmy wyszli z wanny i poszli do łóżka? - zaproponował.
- Chętnie. - pomógł mi wyjść z wanny i przyciągnął mnie do siebie. Podeszliśmy do łóżka złączeni w zmysłowym pocałunku. Draco popchnął mnie na łóżko. Czemu się kurwa nie kładzie?! Podciągnęłam się na ramionach i zobaczyłam, że szuka czegoś w szafie. Czyżby szukał jakiś zabawek? Rzucił we mnie... bielizną (moja mina O.o). 
- Ubieraj się. Wiesz która godzina?!
- Ale dziś sobota. Nie mamy lekcji.
- Nie wiem jak ty ale ja jestem głodny. - dodał z nieziemskim uśmiechem. 
- Ale nie możemy pójść na śniadanie po?
- Nie. - co za cham!
- Czemu?
- Lubię patrzyć jak się wkurzasz. A i siedzisz ze mną. 
- Co?! Czemu? 
- Bo ja tak mówię. Ubieraj się. - mówiąc to rzucił mi jeszcze ciemne dżinsowe rurki i czerwoną bokserkę. Szybko się ubrałam i przejrzałam się w lustrze. Spodnie i bluzka idealnie podkreślały biodra i talię, a dekolt odkrywał to co miał odkrywać. Szarooki bóg stanął za mną, objął mnie w pasie i pozostawił bardzo widoczną malinkę na mojej szyi.
- To tak na wszelki wypadek, jakbyśmy się przez weekend nie widzieli.
- A co? Planujesz mnie unikać? 
- Nie, ale jadę do domu. - odwróciłam się w jego stronę.
- Dopiero teraz mi to mówisz?!
- Nie było wcześniej okazji. - powiedział od niechcenia wzruszając ramionami. - A co? 
- Nic. Po prostu bym sobie coś zaplanowała na weekend, a teraz...
- Jest dzisiaj wypad do Hogsmade. Możesz iść z Ginny.
- Serio? 
- Tak. Bodajże o 9:30. Jeśli chcesz iść z kumpelą to radze się pośpieszyć. Musisz jeszcze zjeść śniadanie.
- I tak siedzę z tobą.
- Nie. Siedzisz ze swoimi. Ja zaraz wychodzę.
- A.. Ale powiedziałeś...
- Chciałem zobaczyć twoją reakcję. Ja już spadam, bo rodzice czekają. Pa. - dał mi całusa i wyszedł.
Była dopiero ósma. Postanowiłam pójść szybko do swojego dormitorium by ogarnąć jakoś swoje włosy, które byłe w "artystycznym" nieładzie. Mówiąc artystycznym miałam na myśli poplątaną burzę loków sterczącą na wszystkie strony.

No i to na tyle :> Komentarze poproszę!